Zapraszam W...
Większość z nas marzy o wielkim świecie, dla Polaków ten wielki świat to właśnie stolica - Warszawa.
Widzimy spełnione marzenia, wielkie możliwości, (nie)zapomniane imprezy i wystawne knajpy, fantastycznych ludzi, mamonę i życie na poziomie, ale nie byle jakim, w końcu nie można mieszkać w „lepszym” miejscu w tym kraju, no nie?
Ale czy stolica chce nas tak samo, jak my jej?
Jaka jest, kiedy to nie są zwykłe odwiedziny? Powiedziałabym, że Warszawa jest jak kobieta, niestety, ale jak przyjeżdżasz na chwilę, żeby zobaczyć tylko to co najciekawsze, to wydaje się być idealna. Ale dopiero jak chcesz być z nią dłużej, to zauważasz, że jest dość ciężka nie tyle co do zniesienia, ale zrozumienia. Tego jak musisz się do niej dostosować, jak ona Cię wychowuje i uczy życia. Daje i WYMAGA. Mamo? Czy to Ty?
Mieszkam tu już pół roku i na dzień dobry przywitała mnie słowami „zapraszam wypierdalać”. Tak było, bo juz podczas podpisywania umowy i wrzucania całego dorobku mojego życia do nowego mieszkania odkryłam z jaką wariatką będę mieć do czynienia. Nerwy, krzyki, jakieś nieporozumienia w umowie i inne dramaty. Także tak, rozgość się, witamy w Warszawie. Pierwsze noce z dala od rodziny i przyjaciół w zupełnie nowym świecie. Nagle się zastanawiasz gdzie masz iść kupić pieprzone bułki na śniadanie bo nie znasz ani osiedla, ani dzielnicy. Przez kolejne dni poznajesz miasto, gdzie wsiąść do metra, gdzie wysiąść z tramwaju, czym szybciej i ile czasu zabiorą Ci korki. Wszędzie się spóźniasz, mylisz przystanki, bo przy jednym skrzyżowaniu masz ich osiem, a każdy oczywiście z taką samą nazwą. Wkurzasz się i śpieszysz i tylko widzisz jak Twój autobus jest po przeciwnej stronie ulicy, bo oczywiście nie wiesz, w którą stronę jedziesz, a aplikacja na telefonie nie pomaga za wiele, także co robisz? No cóż, nie będę kłamać, w głowie masz tylko „pierdole, niech mnie przejedzie” i przechodzisz pomiędzy autami, żeby już zająć to miejsce, bo oczywiście wysiadasz na ostatnim przystanku - czyli za jakieś pół godziny. W myślach tylko „zawieź mnie do domu”. Czyli tak naprawdę gdzie? Tam gdzie po dwóch tygodniach od zamieszkania przyszła policja, bo właścicielka włamała Ci się do mieszkania, więc żeby było śmieszniej uznała, że skoro została nakryta to najlepiej będzie wypowiedzieć umowę w trybie natychmiastowym? „Proszę zabrać rzeczy, Pani od dzisiaj już tutaj nie mieszka”. I co robisz koleżanko mając 20 lat w tak wielkim mieście? Pakujesz rzeczy w worki na śmieci, chociaż nic nie zrobiłaś i z płaczem dzwonisz po rodziców siedząc przed klatką? No było blisko, ale wtedy prawdziwi dorośli weszli do gry, rodzice, znajomi, policja, a nerwy takie, że i mafia by przyszła.
A potem wszyscy pytają „jak tam życie Warszawianko? Podoba Ci się miasto?” I mówisz skromnie z uśmiechem przygotowanym na takie nieszczere sytuacje, że tak tak, po mału się przyzwyczajasz (to tego gówna, w którym aktualnie się znajdujesz).
Takie były początki, dziś - jest o niebo lepiej.
To jak Warszawo? Zapraszasz? Czy wypierdalasz?
Komentarze
Prześlij komentarz